Motor niemieckiej gospodarki jest na skraju załamania. „Najwięksi giganci w branży motoryzacyjnej grożą masowymi zwolnieniami i zamknięciem fabryk. Wszystko wskazuje na dalsze spadki zysków w najbliższych miesiącach. Rządowi w Berlinie tymczasem kończą się pomysły — politycy nie wiedzą, jak zapobiec katastrofie, której zwieńczeniem będzie nałożenie ceł na chińskie samochody”, podaje onet.pl Czy takie marki jak Mercedes, BMW, Volkswagen przejdą do historii? Czy „niemiecka solidność” przegra z chińską masówką, której monopolowi mają zapobiec nowe, bardziej restrykcyjne taryfy wprowadzone przez Unię Europejską? Czy wreszcie Chiny w retorsji nie zastosują podobnego rozwiązania wobec europejskich, a więc i niemieckich producentów?Na początku tego tygodnia o tym wszystkim rozmawiał z reprezentantami niemieckiej branży motoryzacyjnej minister gospodarki i wicekanclerz Robert Habeck. Czy było to spotkanie ostatniej szansy? Na to wskazywałyby groźby masowej redukcji zatrudnienia i zamknięcia fabryk.Jak podkreśla onet.pl, problemy budżetowe, spory z Chinami o cła na samochody i unijne przepisy środowiskowe sprawiają, że Habeck ma niewiele narzędzi, aby pomóc branży, która jest kręgosłupem gospodarczym kraju.”Zgodnie z raportem czasopisma „Manager Magazin” plany oszczędnościowe Volkswagena mogą doprowadzić do redukcji nawet 30 tys. miejsc pracy. Przedstawiciele Volkswagena nazwali jednak tę prognozę „nonsensem”. Mercedes-Benz także ostrzegł, że nie spodziewa się dużego ożywienia sprzedaży luksusowych samochodów na kluczowym chińskim rynku. Na początku września BMW również obniżyło swoje prognozy zysków”, czytamy w portalu.Niemiecka branża motoryzacyjna od dłuższego czasu tkwi w stale pogłębiającym się kryzysie. Jest on spowodowany, jak podkreślają eksperci, przede wszystkim przejściem na produkcję pojazdów elektrycznych. Tymczasem niezbędne do utrzymania się na plusie firm motoryzacyjnych są dochodowe sprzedaże samochodów z silnikami spalinowymi.Choć niemiecki rząd wprowadził zachęty podatkowe dla samochodów elektrycznych, jako samochodów służbowych to nie przyniosło to specjalnych rezultatów. Z drugiej strony Niemcy nie palą się, by, tak jak tego chcą np. Francuzi, zablokować napływ dalekowschodnich elektryków restrykcyjnymi taryfami. Berlin obawia się, że w odwecie Pekin wprowadzi podobne rozwiązania wobec aut wyprodukowanych w Europie. Odbiłoby się to szczególnie negatywnie na przemyśle niemieckim, który od dawna prowadzi bardzo lukratywną sprzedaż w Chinach.Niemcy chcą także by Komisja Europejska wstrzymała się z narzuceniem nowych limitów emisji, które wejdą w życie w przyszłym roku i które mogą kosztować przemysł motoryzacyjny RFN 15 mld euro kar.Źródło: onet.pl