Po wygranej Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich 2024 roku amerykańska scena polityczna obserwuje wyraźne zmiany w nastrojach wśród zwolenników obu największych partii. Republikanie cieszą się rekordowym optymizmem, podczas gdy Demokraci zmagają się z największym kryzysem zaufania od 2016 roku, jak wynika z najnowszego sondażu Pew Research Center. Demokraci przegrali wybory. Przegrali z kretesem. Sam wynik nie należy do rekordowych. Daleko mu do historycznych, ale historyczność tych wyborów leżała gdzie indziej. Jedni i drudzy rzucili na szalę wszystko. Różnicę było widać w pomyśle na kampanię, w pomyśle na rządzenie, w koncepcji na świat i wizji na Amerykę. Republikanie szli w długim marszu. Ich kampania zaczęła się 4 lata temu na Kapitolu. Ruch Make America Great Again przez blisko 1500 dni opowiadał światu czym Ameryka jest, czym być powinna i czym być może, jeśli Trump wróci do Białego Domu. Demokraci we wszystkich swoich decyzjach działali przeciw sobie. Nic nie było przemyślane. Nawet sam kandydat. O Joe Bidenie już po wygranej w 2020 roku mówiło się, że jeszcze w trakcie być może będzie podmieniony na Kamalę Harris. Podmiana nastąpiła, ale bardzo późno. Wielu właśnie w tym opóźnieniu upatruje przyczyn porażki. Czy można jednak przeceniać moment, który niczego nie zmienił w polityce Demokratów wobec USA? Podmiana na Kamalę Harris obnażyła jeszcze bardziej nieprzygotowanie Demokratów do rządzenia krajem, o współdecydowaniu o losach świata nie wspominając. Demokraci wystąpili nie dość, że bez programu, to nadto z kandydatką na prezydenta, która udwała, że nie jest wiceprezydentem. Największą różnicę jednak zrobił wiek. Mimo, że starszy, Donald Trump zdeklasował Kamalę Harris w sile witalności. Jego maraton wieców i forma, którą prezentował do ostatniej godziny, 2 godziny nad ranem 5 już listopada, kiedy to prowadził cztery wiece jednego dnia, imponowały nawet przeciwnikom. Na tle sztampowej i monotonnej, by nie powiedzieć miałkiej Kamali Harris, błyskotliwość, dowcip, spotaniczność i dystans do siebie Trumpa czyniły go rześkim. Różnice na niekorzyść Kamali Harris można jeszcze długo wymieniać. Wiek Trumpa nie miał znaczenia, bo stali za nim młodzi politycy, ludzie show biznesu, sportowcy, „młodzi gniewni” Partii Republikańskiej. Za Kamalą Harris stali Barack Obama, Joe Biden, Hillary Clinton i Nancy Pelosi. Można jeszcze wspomnieć Billa Clintona. Partia Demokratyczna albo przegapiła zmianę pokoleniową, albo jej przywódcy uwierzyli w swój zbiorowy mit. Albo jedno i drugie. Pycha uwtierdzała ich w swojej świetności, a wiara we własną świetność i niechęć do dzielenia się władzą, pogrążała w zaułku błędów. Czay „Yes, we can!” minęły bezpowrotnie. Świat się zmienił, czasy się zmieniły, a Demokraci jakby utknęli w czasie Obamy. I polegli. Tak kończą zawsze ci, którzy zawłaszczają dla siebie władzę, a nie szkolą następców, nie dobierają lotnych i skutecznych ludzi, zdolnych nie tylko do sprawnego przemawiania, ale przede wszystkim właściwych reakcji w dobie kryzysu i czucia ludzkich oczekiwań. Demokraci są w położeniu nie do pozazdroszczenia. Mieli sprawnych polityków, ale zbyt krótkowzrocznych, by rozumieć wyzwania współczesności. Trump, z łatwością przyznawał się, że nie zna się na Starlinkach, ale miał obok Muska, który „jak zadzwonię do niego, to na pewno mi powie”. Nie jest wstydem nie wiedzieć, wstydem jest udawać, że się wie i zostać z tej niewiedzy obnażonym. Za porażkę Demokratów, jedną z najbardziej dotkliwych w historii odpowiadają konkretni ludzie. Skutkiem ich hermetycznej polityki ugrupowanie poniosło klęskę i zsunęło się w przepaść. Ich niemoc widać jeszcze wyraźniej we wszystkich działaniach, które podejmowali, byle tylko – za wszelką cenę – pozbawić Donalda Trumpa możliwości startu w wyborach. Nie udało się. Jeszcze wiele rzeczy im się nie uda. Tymczasem dla porządku i pełnego obrazu dominacji Republikanów przypomnijmy, że Donald Trump, który zdobył 312 głosów elektorskich w starciu z demokratyczną kandydatką Kamalą Harris, nie tylko zapewnił sobie prezydenturę, ale także umocnił pozycję Partii Republikańskiej. GOP przejęło kontrolę nad Senatem, utrzymało większość w Izbie Reprezentantów, a konserwatywna większość 6-3 w Sądzie Najwyższym daje Republikanom bezprecedensowe możliwości realizacji swojego programu.Obecnie aż 86% Republikanów wyraża optymizm co do przyszłości swojej partii – to znaczący wzrost w porównaniu z 65% po wyborach uzupełniających w 2022 roku. Jednocześnie połowa Amerykanów uważa, że Partia Republikańska lepiej reprezentuje interesy „zwykłych ludzi” niż Demokraci.W obozie Demokratów nastroje są zupełnie inne. 49% zwolenników tej partii wyraża pesymizm wobec jej przyszłości – o 20 punktów procentowych więcej niż po wyborach w 2022 roku i o 10 punktów więcej niż po przegranej Hillary Clinton w 2016 roku. Pesymizm dominuje zwłaszcza wśród młodszych wyborców oraz tych o bardziej progresywnych poglądach.Wiceprezydent Kamala Harris, która przegrała z Trumpem, przyznała w przemówieniu koncesyjnym, że partia musi dokonać głębokiej analizy swoich relacji z wyborcami. Zdjęcia z pustych pól po jej wieczorze wyborczym w Waszyngtonie stały się symbolem niepowodzenia Demokratów w tych wyborach.Eksperci sugerują, że Demokraci muszą znaleźć sposób, by ponownie nawiązać kontakt z elektoratem, szczególnie w stanach kluczowych, które zdecydowały o wyniku wyborów. „Jeśli partia nie zmieni podejścia, ryzykuje dalszy spadek poparcia” – ostrzega jeden z demokratycznych strategów.Tymczasem Republikanie przygotowują się do objęcia pełnej kontroli nad rządem federalnym i realizacji swojego programu legislacyjnego. Źródło: Republika/Fox News